wtorek, 22 kwietnia 2014

(8)

Chłopiec szuka dziewczyny, z którą się prześpi.
Mężczyzna szuka kobiety, obok której się obudzi.

Tydzień później.
Za głupie błędy trzeba płacić. Jeśli się nie jest ostrożnym, można się sparzyć. Jeśli się nie jest uważnym, można spowodować wypadek. Jeśli jest się idiotą, można zagrozić poważnie całemu społeczeństwu.
A jeśli spaceruje się w deszczu, można się przeziębić.
- Nie wierzę – kichnięcie, kaszel – że pokonały mnie zatkane zatoki – biadoliła Lucyna, zakopana w grubej pościeli i stosach chusteczek w swoim niewielkim pokoju – czuję się jak śmieć.
- I właśnie tak wyglądasz… - Alicja zawsze wiedziała, jak pocieszyć człowieka – Lekarz mówi, że już niedługo powinno być lepiej. Jak na razie musisz spać, łykać tabletki i zajadać ze smakiem mój rosołek.
- Gotujesz potwornie – skrzywiła się starsza siostra, jednocześnie jęcząc i mrużąc oczy, gdy młodsza postanowiła rozchylić szczelnie zaciągnięte zasłony – Po co to robisz?! – warknęła Lucy – Słońce mnie parzy.
- Odór tego pomieszczenia mnie zabija – odparowała Alicja, otwierając okno na oścież.
- Rozchorujesz mnie bardziej – burknęła pacjentka.
- Bardziej już się nie da – chwilowa pielęgniarka pokazała jej język – Szczęśliwie, ja mam jakąś tam odporność i nie rozkładam się tak szybko. Inaczej obie leżałybyśmy teraz w tym łóżku i wrzeszczały na siebie, która to ma podnieść tyłek i przynieść nam więcej chusteczek.
- Nie podoba mi się ta wizja.
- Mi też nie. Wolę być świeża i piękna, a ty wyglądasz jak śmierć.
- Śmieć – sprostowała Lucyna.
- Wszystko jedno i tak jest nie najlepiej. Ale spokojnie, będzie dobrze. Szczególnie, gdy powiem ci, co dzisiaj dostałaś.
Cynka patrzyła na swoją siostrę jak na wariatkę.
- Co masz na myśli? Nie mam siły i tym bardziej chęci przyjmować od ciebie jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego prezentu, szczególnie w tym stanie. Nawet nie wiem, czy mogłabym go rozpoznać – tak bardzo idiotycznie pracuje dzisiaj mój umysł.
Alicja nie mogła się powstrzymać:
- On tak pracuje od zawsze.
Lucy prychnęła i pokręciła głową, potem zakaszlała.
- Dowcip ci się wyostrzył, odkąd mieszasz się w nowe towarzystwo – skomentowała ostro.
- O, doprawdy? – Ala wyskoczyła z pokoju jak oparzona, a po chwili była już spowrotem z wielkim bukietem czerwonych róż – JA się mieszam w nowe towarzystwo? To do ciebie, kochanie, głośni cisi wielbiciele wysyłają… - włożyła kwiaty do wazonu i zrobiła w powietrzu nieokreślony ruch ręką – To. Takie cudeńka. Aż robię się zazdrosna.
- A proszę cię bardzo, możesz to sobie zabrać – stwierdziła ponuro Lucyna, przekręcając się na drugi bok i uparcie spoglądając na szarą ścianę – Nawet nie chcę wiedzieć od kogo to.
- Zbyszek się postarał, nie ma co – nieproszona Alicja sama odczytała karteczkę: - „Dla ciebie, żebyś wiedziała”. Słodkie.
- Mdłe.
- …romantyczne…
- Ckliwe. Zabierz to stąd – Lucy kichnęła – Już mam na to alergię.
- Masz alergię na mężczyzn – siostra spojrzała na nią z politowaniem.
- Nie, tylko na Zbyszka.
- Nie – sprostowała Ala – Na wszystkich, a na Zbyszka szczególnie.
- Bo jest szują – skomentowała inteligentnie Lucyna – Szują, chamem i prostakiem.
- Czy to nie jest za ostra opinia jak na kilka spotkań? – zainteresowała się młodsza, przyglądając się wspaniałym kwiatom – Siedemnaście róż. Szuje, chamy i prostacy nie wysyłają kobietom siedemnastu róż.
- Możliwe – przyznała od niechcenia starsza – Ale próbują osiągnąć ładnymi metodami ten sam cel.
- Hmm?
- Łóżko.
Alicja zaśmiała się głośno.
- Skarbie, może nie mam dużego doświadczenia w związkach, ale znam się na męskiej psychice. Trzy czwarte życia byłam wykręcana i podrzucana przez facetów, więc czegoś tam się dowiedziałam, prawda? – Ala przysiadła na skraju łóżka – chociażby tego, że nie wszyscy myślą tylko o seksie.
- Pan Bartman myśli – upierała się Lucyna, zagrzebując swe ciało głębiej w pościel. Najchętniej umarłaby tu i teraz, właśnie w tej pozycji i miałaby już spokój do końca świata.
- Tego nie wiesz…
- Proszę cię, Alka – Lucy zaśmiała się gorzko – On wygląda jak chodząca maszyna do zaliczania…
- Przestań. Może to tylko pozory? Może gdzieś w głębi jest wrażliwym, wspaniałym człowiekiem?
Cynka aż przekręciła się na bok, by spojrzeć na siostrę, jak na wariatkę.
- Naoglądałaś się za dużo bzdurnych komedii romantycznych. A propos, może w końcu ruszyłabyś tyłek z mojego mieszkania i wróciła do tańca? – zasugerowała zaczepnie.
- Kiedy mnie tu dobrze – Alicja uśmiechnęła się szeroko, nie odnajdując nigdzie złośliwości – Och! - przypomniała sobie nagle – Mam ci jeszcze coś ważnego do zakomunikowania.
- Już się boję… - prychnęła Lucyna, zamykając oczy i próbując przywołać sen.
- Znikam dzisiaj na kilka godzin, ale spokojnie – wynajęłam ci niańkę.
- Co zrobiłaś?!
- Żartuję przecież. Nie bój się, nigdy nie potraktowałabym cię jak dziecko. Jesteś przecież dużą i odpowiedzialną dziewczyną. Chociaż ja i tak się o ciebie martwię, dlatego… jeden z siatkarzy tu przyjdzie.
- CO?!




sobota, 12 kwietnia 2014

(7)

Myślę, że pewna część mnie zawsze czekała na ciebie.

Podpromie naprawdę miało swój urok. Pomijając natłok społeczeństwa, niewygodne krzesełka i jaskrawe światło, było naprawdę fascynujące. Alicja od razu poczuła całą sobą jego urok, chociaż musiała przyznać, że nieco przypomniało jej dawne sale, na których tańczyła. Charakterem, szkolnym stylem i takimi nieistotnymi szczególikami jak rozmieszczeniem trybun. Lucynie natomiast przypomniało duże zoo, gdzie zebrały się wszelkiej maści zwierzęta, czekające na widowisko.
Sektor siódmy, sam środek, rząd trzeci – Paul postarał się, załatwiając im porządne miejsca. Piotrek bardzo niespokojnie obserwował, jak je zajmują. Był teraz kłębkiem nerwów, który nawet nie potrafił porządnie odbić piłki. Trzęsły mu się ręce, cały był spięty, a myśli wirowały. Dlaczego? Bo ONA obcięła włosy.
Fakt - nie poznał jej od razu. Ironia - wyglądała jeszcze bardziej słodko i kobieco przy krótkim, chłopięcym cięciu. Kłopot - on teraz już nijak nie potrafił się skupić na meczu. Wyszło to na jaw w momencie, gdy Bartman przyłożył mu piłką prościutko w czoło.
- Nowakowski! – jęknął trener.
- Piter! – wrzasnął Igła.
- Cześć, Paul! – krzyknęła w tym samym momencie Alicja, nieświadoma całego zamieszania.
Lucyna szturchnęła ją łokciem.
- Zachowujesz się jak małolata – przewróciła oczami – Znasz go dopiero kilka dni. To nie jest żadna epicka miłość, nie musisz się tym popisywać na każdym kroku.
- Za to ty prezentujesz się jak czterdziestoletnia pensjonarka – zauważyła inteligentnie młodsza – Rozchmurz się – sama uśmiechnęła się szeroko, gdy Amerykanin zaczął spokojnym krokiem sunąć w ich stronę – A jeśli nie chcesz cieszyć się własnym szczęściem, ciesz się moim – to mówiąc zerwała się z krzesełka i podbiegła do barierek, rzucając się Lotmanowi na szyję.
Lucyna patrzyła na to niemal z odrazą, jednocześnie zdając sobie sprawę, że spora część oczu rzeszowskiej hali skierowana jest prosto na nią. Zastanawiała się tylko czy to z powodu żużla, czy może faktu, że jej siostra obściskuje się z zawodnikiem.
Była jeszcze jedna rzecz, której Lucy nie przemyślała, gdy zgodziła się tutaj przyjść – Zbyszka. Bartman odbijał piłkę tuż obok Nowakowskiego i próbował go delikatnie wypytać.
- Co się z tobą dzieje, stary? Jesteś jakiś inny. Dziwny. Nieswój. I takie tam.
Piotrek nie miał siły mówić, nie miał też siły dłużej się tym wszystkim zadręczać, więc wskazał tylko anemicznym ruchem sam środek trybun, gdzie Lucyna właśnie rozglądała się ciekawsko dookoła.
Zbyszkowi aż rozszerzyły się źrenice.
- No, proszę – mruknął do siebie, zadowolony – Ktoś tu się stęsknił… Już ja jej pokażę, jak bardzo wartościowym graczem jestem.
I pokazał. Co prawda, szło mu z początku nieco opornie, ale przecież mecz zakończony wygraną 3:2 to przecież dobry mecz. Szczególnie, jeśli gra się z godnym przeciwnikiem.
Dziewczyny szalały – klaskały, krzyczały, cieszyły się z każdej dobrej sytuacji i jęczały głośno, zawiedzione, jeśli rzeszowianom coś nie wyszło. Tyle emocji zostało im dostarczone podczas tych prawie trzech godzin spotkania, że gdy wszystko już się uspokoiło, Alicja czuła się sześć kilo lżejsza, a Lucyna miała potworny ból głowy. Nie było jednak mowy o szybkiej ucieczce z sali, bo przecież nie można było nie pogratulować zwycięzcom wspaniałego spotkania, prawda, Alu?
Lucy nawet się nie zorientowała, kiedy została pociągnięta przez młodsza siostrę tuż pod barierki, a potem dalej, na skraj boiska. Na chwilę ją zamroczyło, zakręciło jej się w głowie, nagle dłoń Alicji stała się jakby odległa i nie pozostał po niej ślad, za to podłoga wydała się bliska, zimna i twarda. Ojej. Równie szybkim ruchem co upadek, zmuszona była powitać powrót do pozycji pionowej, bo ktoś chyba nad nią czuwał. Nie, nie był to anioł, chociaż… może…
- Dziękuję – wymamrotała, pomimo że dziękowanie facetom za cokolwiek było zupełnie wbrew jej zasadom. Ale czy Piotrka można w ogóle zaliczać do grona mężczyzn? Przecież on jest… specyficzny. I zupełnie niegroźny.
Wetknął kciuki za pasek gumki spodenek, spuścił wzrok i uparcie szukał sensu życia w swoich tenisówkach.
- Nie ma za co – mruknął niewyraźnie i tyle by było z ich konwersacji, bo do akcji wkroczył Zbigniew Bartman, jak zwykle szybko węsząc okazję.
- Witaj – wyszczerzył się głupkowato – Przyszłaś na mnie popatrzeć?
Ciekawe czy Zibi miał świadomość faktu, że nie grał na boisku sam?
Lucy patrzyła na niego czujnie i bardzo powoli pokręciła głową.
- Niestety, kochasiu. Jestem tutaj tylko dlatego, że moja siostrzyczka od niedawna lubi obściskiwać waszego przyjmującego – dziewczyna niedbałym gestem dłoni pokazała im zabawną scenkę rodzajową z uradowanym Paulem trzymającym mocno za dłonie równie rozentuzjazmowaną blondyneczkę - Szczerzą się do siebie jak para wariatów – skomentowała, przewracając oczami.
Zbyś uśmiechnął się szerzej, a Piotrek pomyślał, że on też chętnie złapałby Lucynę za ręce i szczerzył się do niej jak wariat. Bardzo chętnie.
- Siostra, mówisz… - Bartmana z zamyślenia wyrwał dopiero mocny kopniak Lucy w kolano. Nie był mocny na tyle, by cokolwiek go zabolało – Wracając do tematu… - urwał w pół słowa, bo jego zielone tęczówki skupiły się mocno na czymś, czego wcześniej nie dostrzegły – Zrobiłaś coś z włosami?
„Nie – pomyślała uszczypliwie Lucyna – Wcale nie skróciłam ich pół metra i w ogóle nie przefarbowałam na rudo. Skąd w ogóle taki pomysł?”
W odpowiedzi jednak tylko wzruszyła ramionami.
- Jakiś ty spostrzegawczy – zauważyła.
- A ty urocza.
Czy on miał coś nie tak z głową?
Szczęśliwie, dalszą ambitną konwersację przerwał nabuzowany Igła:
- Idziecie z nami na imprezę?
- Nie – odpowiedziała prosto Lucyna, ale siostra ją przekrzyczała:
- Tak!
A cała reszta podtrzymała pomysł. Krzysztof prowadził, Paul i Alicja wzięli się za ręce, Zbyszek ciągnął Lucynę, a Piotruś człapał niemrawo za nimi, biedaczek.

Niektórzy ludzie potrzebują pełnego sympatii
poklepania po głowie…
młotkiem.

- Tak się bawi, tak się bawi RE – SO – VIA!
Lucyna obiecała sobie, że jeśli jeszcze raz usłyszy ten okrzyk, kopnie w kostkę Bartmana, naklnie Ignaczakowi i jego tanecznym propozycjom, zmiażdży wzrokiem siostrę, obściskującą się po kątach i zapewni sobie szybki transport do domu.
DO DOMU, gdzie będzie miała święty spokój, ciszę, samotność i nieskończoność. A rano kawę, bieg i ostry żużel. Tak.
- Tak się bawi, tak się bawi…!
Dość. Wstała, zostawiła Zbyszka, który był właśnie w pół zdania, ruszyła do wyjścia. Nie obejrzała się za siebie, póki chłodne powietrze nocy nie owinęło całej jej sylwetki. Pewnie nie zorientowałaby się, że czegoś zapomniała, gdyby nie zaczęło padać.
- Szlag, gdzie moja bluza?
Tymczasem Bartman przeniósł się stolik dalej i dosiadł do Ignaczaka, chcąc się mu wyżalić:
- Nie rozumiem tego. Jak ona może być taka oschła w stosunku do mnie?
- Zbyszku, nie wszyscy szukają zabawy.
- Ja też nie! – oburzył się Bartman – Ja szukam jej, tej prawdziwej, która jest gdzieś tam głęboko, jest kobietą i potrzebuje miłości, jak wszyscy. Tylko dlaczego to wszystko zabiera mi tak cholernie dużo czasu i nie pozwala spać po nocach? Mam ochotę rzucić to wszystko w trzy diabły, ale jednocześnie chciałbym, żeby wreszcie się do mnie uśmiechnęła. Czekam tylko na ten jej jeden cholerny uśmiech! Czy to naprawdę aż takie trudne?!
Piotrek doskonale wiedział, co atakujący teraz czuje. Tak, cały wieczór był zirytowany, zagubiony i zazdrosny, a teraz było mu po prostu głupio. Bo nie robił nic, bo nie umiał się przełamać, bo był za głupi, żeby walczyć, bo bał się odrzucenia.
- Może – zasugerował Bartmanowi Ignaczak – Powinieneś przyjąć trochę inną strategię?
Zbyś popatrzył na niego jak na wariata.
- Kwiaty, czekoladki… - Krzysiek wzruszył ramionami – chcesz w niej znaleźć kobietę, to tak ją traktuj – chwilę milczeli, rozważając tę opcję – Albo zapytaj jej siostry.
Hmm, to był nawet całkiem dobry pomysł. Albo może… Może byś tak, Zbyszku, zajął się jej siostrą?
Och, ty podrywaczu!
Nowakowski jakoś nie potrafił cieszyć się z wygranej. Naprawdę chciał wyłączyć myślenie i po porostu żyć, ale nie miał w tym wprawy. Ostatnio stał się okropnie monotematyczny – nawet, gdy rozmyślał. Wszystkie jego wolne chwile zajmowała pewna blondyn… a właściwie już ruda dziewczyna z buntowniczym nastawieniem do świata i prawdopodobnie zupełną niewiedzą o istnieniu środkowego. W dodatku Zbyszek i jego śliskie dłonie kręciły się blisko niej. Za blisko. Gdy tylko o tym myślał, drżał i zaciskał dłonie w pięści. Miał dość. Musiał wyjść. Szybkim korkiem przemierzył salę, starając się unikać pytających spojrzeń kolegów, nigdzie się nie zatrzymał, z nikim nie zamienił słowa.
Wychodząc na zewnątrz, zderzył się z… O, słodki Jezu.
Cynka stała tuż przed nim. Naburmuszona, zmarznięta i przemoknięta. Napinała wszystkie mięśnie, desperacko próbowała się ogrzać własnymi dłońmi, rozchylała kusząco ciemne usta i patrzyła na Piotrka groźnie, szklistymi oczami. Burza rudych włosów smętnie opadała na jej policzki, ubranie sprawiało wrażenie ciężkiego. Dookoła lało porządnie, ale teraz stali pod zadaszeniem.
- Mógłbyś mi się na coś przydać?
Zamrugał. „Jasne, co tylko zechcesz.” Przytaknął.
- Zostawiłam w środku bluzę, a nie mam zamiaru ponownie spotkać się z tym wielkim, nakręconym na mnie miśkiem – nie trudno było zgadnąć, że nie o Ignaczaka jej chodzi – Przyniósłbyś mi ją?
- Pewnie – zniknął, minutę później był spowrotem.
- Dzięki – nawet się uśmiechnęła. Prawie. Ale to jednak był uśmiech. Brawo, Piotrze, śmiało możesz być z siebie zadowolony.
Patrzył, jak wkłada pośpiesznie szarą, właściwie bezkształtną masę, pod którą w sekundzie ginie jej zgrabna sylwetka. Nerwowo bawił się własnymi palcami i unikał jej wzroku. W końcu jednak przemógł się, wmawiając sobie w myślach, że zachowuje się idiotycznie i ma się wziąć w garść, bo taka okazja może się nie powtórzyć.
- Może cię podwieźć?
- Obejdzie się. Jakoś sobie poradzę – założyła kaptur i weszła w sam środek ulewy.
Och, Lucyna! Gdybyś ty wiedziała, ile w tej chwili nadziei zniszczyłaś.  



miniaturki: 
Andrzej Wrona  - czasem 
Antek Królikowski - czekam na słońce