Myślę, że pewna część mnie zawsze
czekała na ciebie.
Podpromie
naprawdę miało swój urok. Pomijając natłok społeczeństwa, niewygodne krzesełka
i jaskrawe światło, było naprawdę fascynujące. Alicja od razu poczuła całą sobą
jego urok, chociaż musiała przyznać, że nieco przypomniało jej dawne sale, na
których tańczyła. Charakterem, szkolnym stylem i takimi nieistotnymi szczególikami
jak rozmieszczeniem trybun. Lucynie natomiast przypomniało duże zoo, gdzie
zebrały się wszelkiej maści zwierzęta, czekające na widowisko.
Sektor
siódmy, sam środek, rząd trzeci – Paul postarał się, załatwiając im porządne
miejsca. Piotrek bardzo niespokojnie obserwował, jak je zajmują. Był teraz
kłębkiem nerwów, który nawet nie potrafił porządnie odbić piłki. Trzęsły mu się
ręce, cały był spięty, a myśli wirowały. Dlaczego? Bo ONA obcięła włosy.
Fakt
- nie poznał jej od razu. Ironia - wyglądała jeszcze bardziej słodko i kobieco
przy krótkim, chłopięcym cięciu. Kłopot - on teraz już nijak nie potrafił się
skupić na meczu. Wyszło to na jaw w momencie, gdy Bartman przyłożył mu piłką
prościutko w czoło.
-
Nowakowski! – jęknął trener.
-
Piter! – wrzasnął Igła.
-
Cześć, Paul! – krzyknęła w tym samym momencie Alicja, nieświadoma całego
zamieszania.
Lucyna
szturchnęła ją łokciem.
-
Zachowujesz się jak małolata – przewróciła oczami – Znasz go dopiero kilka dni.
To nie jest żadna epicka miłość, nie musisz się tym popisywać na każdym kroku.
-
Za to ty prezentujesz się jak czterdziestoletnia pensjonarka – zauważyła
inteligentnie młodsza – Rozchmurz się – sama uśmiechnęła się szeroko, gdy
Amerykanin zaczął spokojnym krokiem sunąć w ich stronę – A jeśli nie chcesz
cieszyć się własnym szczęściem, ciesz się moim – to mówiąc zerwała się z krzesełka
i podbiegła do barierek, rzucając się Lotmanowi na szyję.
Lucyna
patrzyła na to niemal z odrazą, jednocześnie zdając sobie sprawę, że spora
część oczu rzeszowskiej hali skierowana jest prosto na nią. Zastanawiała się
tylko czy to z powodu żużla, czy może faktu, że jej siostra obściskuje się z
zawodnikiem.
Była
jeszcze jedna rzecz, której Lucy nie przemyślała, gdy zgodziła się tutaj
przyjść – Zbyszka. Bartman odbijał piłkę tuż obok Nowakowskiego i próbował go
delikatnie wypytać.
-
Co się z tobą dzieje, stary? Jesteś jakiś inny. Dziwny. Nieswój. I takie tam.
Piotrek
nie miał siły mówić, nie miał też siły dłużej się tym wszystkim zadręczać, więc
wskazał tylko anemicznym ruchem sam środek trybun, gdzie Lucyna właśnie
rozglądała się ciekawsko dookoła.
Zbyszkowi
aż rozszerzyły się źrenice.
-
No, proszę – mruknął do siebie, zadowolony – Ktoś tu się stęsknił… Już ja jej
pokażę, jak bardzo wartościowym graczem jestem.
I
pokazał. Co prawda, szło mu z początku nieco opornie, ale przecież mecz
zakończony wygraną 3:2 to przecież dobry mecz. Szczególnie, jeśli gra się z
godnym przeciwnikiem.
Dziewczyny
szalały – klaskały, krzyczały, cieszyły się z każdej dobrej sytuacji i jęczały
głośno, zawiedzione, jeśli rzeszowianom coś nie wyszło. Tyle emocji zostało im
dostarczone podczas tych prawie trzech godzin spotkania, że gdy wszystko już
się uspokoiło, Alicja czuła się sześć kilo lżejsza, a Lucyna miała potworny ból
głowy. Nie było jednak mowy o szybkiej ucieczce z sali, bo przecież nie można
było nie pogratulować zwycięzcom wspaniałego spotkania, prawda, Alu?
Lucy
nawet się nie zorientowała, kiedy została pociągnięta przez młodsza siostrę tuż
pod barierki, a potem dalej, na skraj boiska. Na chwilę ją zamroczyło,
zakręciło jej się w głowie, nagle dłoń Alicji stała się jakby odległa i nie
pozostał po niej ślad, za to podłoga wydała się bliska, zimna i twarda. Ojej.
Równie szybkim ruchem co upadek, zmuszona była powitać powrót do pozycji
pionowej, bo ktoś chyba nad nią czuwał. Nie, nie był to anioł, chociaż… może…
-
Dziękuję – wymamrotała, pomimo że dziękowanie facetom za cokolwiek było
zupełnie wbrew jej zasadom. Ale czy Piotrka można w ogóle zaliczać do grona
mężczyzn? Przecież on jest… specyficzny. I zupełnie niegroźny.
Wetknął
kciuki za pasek gumki spodenek, spuścił wzrok i uparcie szukał sensu życia w
swoich tenisówkach.
-
Nie ma za co – mruknął niewyraźnie i tyle by było z ich konwersacji, bo do
akcji wkroczył Zbigniew Bartman, jak zwykle szybko węsząc okazję.
-
Witaj – wyszczerzył się głupkowato – Przyszłaś na mnie popatrzeć?
Ciekawe
czy Zibi miał świadomość faktu, że nie grał na boisku sam?
Lucy
patrzyła na niego czujnie i bardzo powoli pokręciła głową.
-
Niestety, kochasiu. Jestem tutaj tylko dlatego, że moja siostrzyczka od
niedawna lubi obściskiwać waszego przyjmującego – dziewczyna niedbałym gestem
dłoni pokazała im zabawną scenkę rodzajową z uradowanym Paulem trzymającym
mocno za dłonie równie rozentuzjazmowaną blondyneczkę - Szczerzą się do siebie
jak para wariatów – skomentowała, przewracając oczami.
Zbyś
uśmiechnął się szerzej, a Piotrek pomyślał, że on też chętnie złapałby Lucynę
za ręce i szczerzył się do niej jak wariat. Bardzo chętnie.
-
Siostra, mówisz… - Bartmana z zamyślenia wyrwał dopiero mocny kopniak Lucy w
kolano. Nie był mocny na tyle, by cokolwiek go zabolało – Wracając do tematu… -
urwał w pół słowa, bo jego zielone tęczówki skupiły się mocno na czymś, czego
wcześniej nie dostrzegły – Zrobiłaś coś z włosami?
„Nie
– pomyślała uszczypliwie Lucyna – Wcale nie skróciłam ich pół metra i w ogóle
nie przefarbowałam na rudo. Skąd w ogóle taki pomysł?”
W
odpowiedzi jednak tylko wzruszyła ramionami.
-
Jakiś ty spostrzegawczy – zauważyła.
-
A ty urocza.
Czy
on miał coś nie tak z głową?
Szczęśliwie,
dalszą ambitną konwersację przerwał nabuzowany Igła:
-
Idziecie z nami na imprezę?
-
Nie – odpowiedziała prosto Lucyna, ale siostra ją przekrzyczała:
-
Tak!
A
cała reszta podtrzymała pomysł. Krzysztof prowadził, Paul i Alicja wzięli się
za ręce, Zbyszek ciągnął Lucynę, a Piotruś człapał niemrawo za nimi, biedaczek.
Niektórzy ludzie potrzebują pełnego
sympatii
poklepania po głowie…
młotkiem.
-
Tak się bawi, tak się bawi RE – SO – VIA!
Lucyna
obiecała sobie, że jeśli jeszcze raz usłyszy ten okrzyk, kopnie w kostkę
Bartmana, naklnie Ignaczakowi i jego tanecznym propozycjom, zmiażdży wzrokiem
siostrę, obściskującą się po kątach i zapewni sobie szybki transport do domu.
DO
DOMU, gdzie będzie miała święty spokój, ciszę, samotność i nieskończoność. A
rano kawę, bieg i ostry żużel. Tak.
-
Tak się bawi, tak się bawi…!
Dość.
Wstała, zostawiła Zbyszka, który był właśnie w pół zdania, ruszyła do wyjścia.
Nie obejrzała się za siebie, póki chłodne powietrze nocy nie owinęło całej jej
sylwetki. Pewnie nie zorientowałaby się, że czegoś zapomniała, gdyby nie
zaczęło padać.
-
Szlag, gdzie moja bluza?
Tymczasem
Bartman przeniósł się stolik dalej i dosiadł do Ignaczaka, chcąc się mu
wyżalić:
-
Nie rozumiem tego. Jak ona może być taka oschła w stosunku do mnie?
-
Zbyszku, nie wszyscy szukają zabawy.
-
Ja też nie! – oburzył się Bartman – Ja szukam jej, tej prawdziwej, która jest
gdzieś tam głęboko, jest kobietą i potrzebuje miłości, jak wszyscy. Tylko
dlaczego to wszystko zabiera mi tak cholernie dużo czasu i nie pozwala spać po
nocach? Mam ochotę rzucić to wszystko w trzy diabły, ale jednocześnie chciałbym,
żeby wreszcie się do mnie uśmiechnęła. Czekam tylko na ten jej jeden cholerny
uśmiech! Czy to naprawdę aż takie trudne?!
Piotrek
doskonale wiedział, co atakujący teraz czuje. Tak, cały wieczór był zirytowany,
zagubiony i zazdrosny, a teraz było mu po prostu głupio. Bo nie robił nic, bo
nie umiał się przełamać, bo był za głupi, żeby walczyć, bo bał się odrzucenia.
-
Może – zasugerował Bartmanowi Ignaczak – Powinieneś przyjąć trochę inną
strategię?
Zbyś
popatrzył na niego jak na wariata.
-
Kwiaty, czekoladki… - Krzysiek wzruszył ramionami – chcesz w niej znaleźć
kobietę, to tak ją traktuj – chwilę milczeli, rozważając tę opcję – Albo
zapytaj jej siostry.
Hmm,
to był nawet całkiem dobry pomysł. Albo może… Może byś tak, Zbyszku, zajął się
jej siostrą?
Och,
ty podrywaczu!
Nowakowski
jakoś nie potrafił cieszyć się z wygranej. Naprawdę chciał wyłączyć myślenie i
po porostu żyć, ale nie miał w tym wprawy. Ostatnio stał się okropnie
monotematyczny – nawet, gdy rozmyślał. Wszystkie jego wolne chwile zajmowała
pewna blondyn… a właściwie już ruda dziewczyna z buntowniczym nastawieniem do
świata i prawdopodobnie zupełną niewiedzą o istnieniu środkowego. W dodatku
Zbyszek i jego śliskie dłonie kręciły się blisko niej. Za blisko. Gdy tylko o
tym myślał, drżał i zaciskał dłonie w pięści. Miał dość. Musiał wyjść. Szybkim
korkiem przemierzył salę, starając się unikać pytających spojrzeń kolegów,
nigdzie się nie zatrzymał, z nikim nie zamienił słowa.
Wychodząc
na zewnątrz, zderzył się z… O, słodki Jezu.
Cynka
stała tuż przed nim. Naburmuszona, zmarznięta i przemoknięta. Napinała
wszystkie mięśnie, desperacko próbowała się ogrzać własnymi dłońmi, rozchylała
kusząco ciemne usta i patrzyła na Piotrka groźnie, szklistymi oczami. Burza
rudych włosów smętnie opadała na jej policzki, ubranie sprawiało wrażenie
ciężkiego. Dookoła lało porządnie, ale teraz stali pod zadaszeniem.
-
Mógłbyś mi się na coś przydać?
Zamrugał.
„Jasne, co tylko zechcesz.” Przytaknął.
-
Zostawiłam w środku bluzę, a nie mam zamiaru ponownie spotkać się z tym
wielkim, nakręconym na mnie miśkiem – nie trudno było zgadnąć, że nie o
Ignaczaka jej chodzi – Przyniósłbyś mi ją?
-
Pewnie – zniknął, minutę później był spowrotem.
-
Dzięki – nawet się uśmiechnęła. Prawie. Ale to jednak był uśmiech. Brawo,
Piotrze, śmiało możesz być z siebie zadowolony.
Patrzył,
jak wkłada pośpiesznie szarą, właściwie bezkształtną masę, pod którą w
sekundzie ginie jej zgrabna sylwetka. Nerwowo bawił się własnymi palcami i
unikał jej wzroku. W końcu jednak przemógł się, wmawiając sobie w myślach, że
zachowuje się idiotycznie i ma się wziąć w garść, bo taka okazja może się nie powtórzyć.
-
Może cię podwieźć?
-
Obejdzie się. Jakoś sobie poradzę – założyła kaptur i weszła w sam środek
ulewy.
Och,
Lucyna! Gdybyś ty wiedziała, ile w tej chwili nadziei zniszczyłaś.
miniaturki:
Andrzej Wrona - czasem
Antek Królikowski - czekam na słońce
Piotrek Nowakowski - człowiek nigdy nie wie, kiedy mu cegła na głowę spadnie
Mi, jako Rzeszowiance, trudno czytać takie opowiadania. Mam to szczęście, że niektórych siatkarzy znam osobiście i ... oni są zupełnie zupełnie inni :D
OdpowiedzUsuńPoza tym ... w tych opowiadaniach opisy miejsc zupełnie nie pokrywają się z rzeczywistym wyglądem miasta :D
Opowiadanie stylistycznie jest ... w porządku :)
Jakby co, służę konsultacją ;)
gg: 28989789
blog: http://niech-milosc-zwyciezy.blogspot.com/
inni siatkarze, inne miejsca, inna rzeczywistość? hmm, może to dlatego, że wciąż pozostajemy w fikcji literackiej?
Usuńi tak szczerze, lepsza niż konsultacja byłaby oprowadzka i przedstawienie, Rzeszowianko. ;)