Pisząc historię swojego życia, nie
pozwól,
aby ktoś inny trzymał pióro.
Lucyna
tak już miała, że rzadko kiedy przejmowała się czyimś zdaniem, a już
zdecydowanie rzadziej czyjegokolwiek zdania słuchała. Była zadowoloną z siebie
dwudziestoczterolatką, przygotowującą się do Mistrzostw Świata i zupełnie
przestała się przejmować tym, co myśli o tym społeczeństwo.
A
zazwyczaj myślało głośno: „Pf, kobieta i ŻUŻEL?!”
Dziękujemy
ci bardzo, zły świecie, za twą nienawiść i zawiść, którą tak starannie
pielęgnujesz w ludziach.
Do
rzeczy – to, że Lucyna wcale a wcale się tym nie przejmowała, nie znaczyło
jeszcze, że jej to nie irytowało.
-
Hej, Maleńka!
O
Boskie Miłosierdzie, kto wpuścił kolejnych idiotów na tory?
-
Piękna, zdejmij ten kask i podejdź no do nas!
-
Pokaż co tam chowasz, kotku!
Dziewczyna
przewróciła oczami i jedyne, co im pokazała to starannie zrobiony manicure na
środkowym palcu prawej dłoni. Manicure w stylu jej samej – brud i zaschnięte
błoto. Przecież nie miała zamiaru chodzić do kosmetyczki i marnować tam
pieniędzy.
-
Idioci – mruknęła do siebie, odkładając kask, gdy tylko jeden z jej mechaników
odebrał od niej zabójczą maszynę.
-
Faceci – sprostował osobnik, który nagle pojawił się tuż za jej plecami.
Lucyna
uśmiechnęła się delikatnie i wzmocniła uścisk czarnej gumki na swoich włosach.
-
Cześć, Tatuśku – rzuciła mu spojrzenie przez ramię – Stęskniłeś się za mną?
Panie
i panowie, pan Kozłowski, pseudonim Tatusiek, nieustraszony, niepoprawny i
zdecydowanie bardzo w porządku facet, który dysponował pieniędzmi i chętnie
wydawał je na Lucynę i jej sportowe miłości, chwała mu za to.
-
Przyszedłem zobaczyć czy aby nie spiskujesz z konkurencją – stwierdził,
odwracając się, gdy odpinała kombinezon.
-
Spokojnie – zrzuciła kurtkę i zdjęła przepoconą podkoszulkę – Nikt mnie jeszcze
nie podkupywał aż tak nieprzyzwoitą sumą pieniędzy, że mogłabym śmiało
zrezygnować z twoich czeków – wyswobodziła się szybko ze spodni i ukryła swoje ciało
w bezkształtnym, szarym dresie – Już.
Kozłowski
odwrócił się do niej i przyjrzał uważnie. Był niskim mężczyzną z siwizną i
brodą godną perkusisty rockowej kapeli. Swój spory brzuszek starał się zawsze
ukrywać pod czarnymi koszulami, ale – niestety – czarny tylko wyszczuplał, a
nie pochłaniał tłuszcz. Jego nieporównanie wielkim atutem był fakt, że wyzbyty
był wszelkiej dyskryminacji wobec kobiet, wspierał Lucynę lepiej niż jej własna
rodzina i w jakiś tam bardzo pokrętny sposób dogadywał się z nią bardziej, niż
z facetami, z którymi miał okazję współpracować. Dodatkowo, cieszył się jak
głupek z tego, że może się przed kumplami z branży pochwalić dziewczyną w zespole
– jedną z niewielu w całym żużlowym półświatku. W dodatku dziewczyną, która
zdobywała znaczące nagrody.
Uścisnęła
mu dłoń. Silnie. Po męsku.
-
Przyszedłeś mi powiedzieć, że odchodzisz i wreszcie zajmie się mną ktoś, kto
zrobi ze mnie gwiazdę? – zażartowała. Jasne, jakby jej w ogóle zależało na
rozgłosie, forsie i prawdziwej sławie. Przecież liczył się sport, wolność i
coca cola, nie? Chyba jakoś tak to było…
-
Upewniam się czy ćwiczysz.
Roześmiała
się.
-
Ja zawsze ćwiczę.
-
Dobrze. Dużo lepiej ci w złocie niż w srebrze, więc to się wspaniale składa, że
masz zamiar je zdobyć – pokiwał głową i zaczął się zawzięcie drapać po brodzie.
Zawsze tak robił, kiedy się martwił.
-
Coś się stało?
-
Nic się nie stało…
I
zawsze unikał rozmowy o tym, kiedy się martwił.
-
No już, Tatuśku – poklepała go po ramieniu – cokolwiek to jest, na pewno nie
jest aż takie straszne.
Przełknął
ślinę.
-
Zdziwiłabyś się.
Przewróciła
oczami.
-
Jestem już duża. Zniosę to. Co się stało? Nie chcą mnie organizatorzy zawodów,
bo jestem dziewczyną? Nie ma sprawy, mogę do nich iść i pokazać jak bardzo
męska jestem…
-
Nie, Lucyna. Nie tym razem – zmrużył oczy – Poza tym, wygarnąłbym każdemu, kto
dyskryminowałby cię tylko dlatego, że nosisz stanik.
-
Dziękuję – z uznaniem kiwnęła mu głową. Wiedziała, że Kozłowski stanąłby za nią
murem - dlatego musiała się go trzymać. Nie było wielu trenerów, którzy chcieliby
„słabej kobietki”. Gdyby nie on, zostałaby sama. W takim wypadku byłaby
zmiażdżona.
Mężczyzna
odetchnął głęboko, a Lucyna skrzyżowała ręce na piersiach.
-
Wyrzuć to z siebie – zerknęła przelotnie na zegarek – Mam coś do załatwienia
na… Teraz - nie chciała być nieuprzejma, ale właśnie przypomniała sobie, że w
jej mieszkaniu zadomawia się Alicja, a to może się skończyć jakimś wybuchem,
Armagedonem, albo, co gorsza, sprzątaniem – Matka wysłała do mnie swoje młodsze
potomstwo, jakby liczyła na to, że Rzeszów dobrze jej zrobi – prychnęła – Teraz
mam robić za niańkę. Nie wiem, na co one obie liczą. Jak tylko nadarzy mi się
okazja, wyrzucę ją albo odsprzedam, albo oddam ubogim. W każdym bądź razie, nie
mam zamiaru marnować na nią czasu…
-
Myślałem, że twoja siostra jest już dorosła… - zdziwił się nagle Kozłowski.
-
Bo jest – Lucyna wzruszyła ramionami – Ale tylko na dowodzie. Zawodowe tancerki
dorastają jakoś o dziesięć lat później niż cała reszta. To chyba przez ten
tiul, baletki i wszędobylski róż. Przewraca się im w główkach od obrotów i…
takie tam. Powiesz mi wreszcie?
-
Nie wiem czy jesteś na to gotowa.
-
Zaczynasz mnie irytować – westchnęła ciężko – Może sobie pójdę, a ty wyślesz mi
mail? Albo sms? Mam nadzieje, że już nauczyłeś się posługiwać tymi strasznymi
technologicznymi urządzeniami.
-
Nie żartuj sobie ze mnie.
-
Dobra, dobra. Mów. Jestem dzielna. Zniosę to. Chyba, że rzeczywiście odchodzisz.
Wtedy nakopię ci do du…
-
Umówiłem cię na wywiad do kobiecego magazynu.
Lucynie
cała krew odpłynęła z twarzy…
-
I sesję.
…cała
krew znalazła się nagle w pięściach i jedna z nich poczuła, że zaraz powinna
znaleźć się gdzieś na twarzy Tatuśka. Zdecydowanie.
Na
szczęście, chuderlawy mechanik Robert, jak zwykle pojawiający się znikąd,
zdążył złapać ja w locie, wykręcić za plecy dziewczyny i odciągnąć jej ciało
parę kroków dalej, niemal całkowicie je unieruchamiając. Niemal, bo nijak nie
zdążył zakryć jej ust.
-
Co ty zrobiłeś?! - dziewczyna próbowała się bezradnie wyrywać – Jak to?! – nie
czekała na odpowiedź – Przecież umawialiśmy się, że moja kariera obejdzie się
bez większych wyskoków, że mam po porostu dobrze jeździć, że mam być sercem i
głową w swoim sporcie, że żużel to ma być moje jedyne zajęcie i przede
wszystkim, TY obiecałeś mi, że nie zrobisz niczego bez mojej wiedzy.
Kozłowski
zmieszał się trochę, odwrócił od niej wzrok i nerwowo zaczął skubać rąbek
swojej koszuli. Przez chwilę milczał, a potem zrobił głęboki wdech i jakby
nagle dostał odwagi:
-
Jestem twoim menadżerem – oznajmił jej stanowczo – I postanowiłem, że tak
będzie najlepiej dla twojej kariery.
-
A, przepraszam, jak to niby, kurwa, ma mi pomóc? W czym? - wyrwała się z
mocnego uścisku Roberta, ale teraz nie była już agresywna, lecz zdesperowana -
Jesteś moim mentorem, wspólnikiem, przyjacielem, a nie pieprzonym właścicielem
– splunęła – Miałeś ze mną trzymać, a wbijasz mi nóż w plecy!
-
To tylko jeden wywiad… Sportowcy robią takie rzeczy – odezwał się nagle
mechanik – O co tyle krzyku?
Lucyna
była na tyle wzburzona, a jego pytanie na tyle głupie, że nawet nie posłała mu
morderczego spojrzenia.
-
Nie chcesz wiedzieć chociaż co to za gazeta? – spytał z nadzieją Kozłowski,
jakby popularny tytuł miał ją jakoś uszczęśliwić.
-
Po cholerę? – prychnęła – I tak tego nie czytam.
Mężczyzna
spojrzał na nią smutno i poważnie.
-
Uspokój się, to przecież nie jest koniec świata.
Naburmuszyła
się jeszcze bardziej.
-
Czyżby?
Przewrócił
oczami.
-
To tylko kilka zdjęć i parę słów.
Pokręciła
głową.
-
O nie, kochany. To będzie kilka słów, które zostaną przekręcone i zrobią ze
mnie albo pustą laleczkę, albo zadufaną w sobie gwiazdkę. A nie jestem żadną z
nich. A zdjęcia? – aż się wzdrygnęła – Na zdjęciach będę wyglądała jak efekt
dobrze wydanych pieniędzy, w ogóle nie będę sobą i pewnie każą mi zapozować
nago.
-
Lucyna…
-
Taka jest prawda, Tatuśku. Zrobią ze mnie manekina. Właśnie dlatego nigdy nie
czytam takich bzdur.
-
Nie pozwolę na to – zapewnił ją.
Zaśmiała
się gorzko.
-
A co ty niby możesz zrobić?!
-
Jestem twoim menadżerem – powtórzył - Dbam o twój wizerunek. Mogę im zabronić…
-
Ja mam w ogóle jakiś wizerunek?!
-
Lucyna…
Zmrużyła
oczy i przyjrzała mu się dokładnie.
-
Zrobisz to dla mnie?
Uśmiechnął
się lekko.
-
Głupia jesteś. Zrobię dla ciebie wszystko.
Kąciki
ust jej zadrgały.
-
Zgodzę się na to, ale pod warunkiem, że będzie po mojemu.
-
Nie wiem na ile mogę ci pozwolić na…
-
Albo będzie po mojemu, albo się w to nie bawię.
-
Nie jesteś na wystarczająco mocnej pozycji, żeby stawiać mi warunki, zdajesz
sobie z tego sprawę?
-
Możliwe – wzruszyła ramionami – Ale kochasz mnie, więc się zgodzisz. Umowa
stoi?
-
Tak.
-
Kiedy ten głupi wywiad?
-
Jutro.
Mimowolnie
jęknęła.
-
To może być niezła zabawa.
-
Jasne, jasne…
-
Dasz radę.
-
Nie wątpię.
yeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeep.