Thank you, God, people can’t hear what I think.
Próbowała
go spławić przez półtorej godziny.
-
Umów się ze mną.
Bezskutecznie.
-
Nie.
-
Dlaczego?
-
Bo jesteś facetem.
Śmiał
się za każdym razem, gdy raczyła go taką uwagą. Co on sobie wyobrażał - fakt,
iż ma jako takie mięśnie, śliczne oczy i jest tak irytująco pewny siebie,
podziała na nią od razu i wślizgnie mu się do łóżka ot-tak, z miejsca? Czy on
próbował sugerować, że jest łatwa i nieskomplikowana jak w gruncie rzeczy każda
kobieta i że nie będzie miał najmniejszej trudności w uwiedzeniu jej? Czy on
sobie z niej kpił?
-
Proszę, przecież nie zrobię ci nic złego.
Lucyna
prychnęła nieelegancko, męsko, jak to miała w zwyczaju.
-
Nie interesuje mnie randka z tobą – wytłumaczyła mu ozięble.
-
To nie musi być randka! – zaoponował szybko – Możemy uznać to za spotkanie
biznesowe albo popijawę.
-
Nie mamy wspólnych interesów, a pijam tylko z przyjaciółmi.
-
Możemy się zaprzyjaźnić – on uparcie nie odpuszczał, a ona czuła się zagubiona
i zirytowana.
-
Nie masz innych znajomych? – pytała – Nie możesz podręczyć całej zgrai fanów?
-
Wolę to robić z tobą – odpowiedział ze szczerym uśmiechem. Boże, ona mu chyba
zaraz przywali.
-
Zostaw mnie, wracam do domu.
-
Nie radziłbym.
-
Dlaczego?
-
Wtedy dowiem się, gdzie mieszkasz i będę mógł dręczyć cię całymi dniami.
Kurwa,
co miała zrobić? Skapitulowała i zgodziła się.
Dwa
dni później zadowolony z siebie Zbyszek przymierzał koszule przed ogromnym
lustrem w swojej sypialni. Na jego łóżku leżał sobie spokojnie Piotrek i
przeglądał zawartość swojego telefonu, jednocześnie próbując nawiązać lekką
konwersację, jak na grzecznego gościa przystało:
-
Więc mówisz, że spotkałeś tę dziewczynę…
-
Któregoś ranka. Gdy biegałem.
-
I wspomniałeś coś o tym, że wygląda…
-
Trochę nieporadnie, jak na kobietę, ale ma potencjał.
Zbyszek
zapiął przedostatni guzik czarnej koszuli i przejrzał się w lustrze. Dostrzegł,
że Nowakowski zerka na niego podejrzliwie, marszcząc brew.
-
No, co? – zdenerwował się – Nie pasuje mi ten kolor?
-
Nieporadnie, ale ma potencjał? – zacytował Pit – co to ma w ogóle znaczyć?
Spokojny
już Zibi - bo przecież wyglądał pięknie - wzruszył ramionami.
-
Po prostu jest… specyficzna. Ukrywa się przed światem. Przed mężczyznami –
sprostował – chętnie pomogę się jej uwolnić.
Brew
Cichego powędrowała jeszcze wyżej.
-
Co masz na myśli?
Bartman
roześmiał się i zerknął na kumpla w lustrzanym odbiciu.
-
Piotrek, jesteś już duży. Nie będę ci tłumaczył zasad gry.
Nowakowski
rzucił w niego wielką poduszką.
-
Nie o to mi chodzi. Skoro mówisz, że się ukrywa, może niekoniecznie chce być
wywleczona na siłę i postawiona wprost przed oślepiającym blaskiem brutalnego
świata.
-
Cichy, jaki ty dzisiaj poetycki jesteś.
-
Skup się, Zbigniew, nie o mnie rozmawiamy. Nie mógłbyś sobie tym razem
odpuścić? Ona pewnie nawet cię nie chce…
-
Przecież nie robię nic na siłę! – zirytował się Bartman.
Nowakowski
wybuchnął głośnym śmiechem.
-
Namawiałeś ją półtorej godziny – przypomniał mu – A potem zacząłeś szantażować.
Tak się chyba nie zaczyna dobrych randek. Nie, żebym miał jakieś duże
doświadczenie w tym temacie…
-
Spadaj – warknął na niego Zbyszek – Nie jestem wcale…
-
Jesteś, jesteś – potwierdził Piter – Ale to nie jest wcale złe. I ja ci wcale
nie mówię, że masz z tym skończyć. Ja ci tylko delikatnie sugeruję, że nie
wszystkie kobiety lubią się bawić w takie gry i nie wszystkie czują się w nich
pewnie.
-
Coś ty taki specjalista nagle?
-
Ja po prostu mówię, jak jest. Ty jesteś doświadczony, ale z tego, co mówiłeś,
wynika, że ona chyba jeszcze nigdy się w to nie bawiła.
Bartman
zamyślił się na chwile. Było to tak intensywne skupienie, że aż odruchowo
przysiadł sobie na łóżku. Piotrek podczołgał się w jego stronę i usiadł obok.
Zbyszek zastanawiał się czy rzeczywiście Lucyna może być zestresowana całą
sytuacją, czy naprawdę odbiera to jako przymus albo gorzej – karę i czy
rzeczywiście nie powinien jej odpuścić. Westchnął.
-
To nie jest takie łatwe, Pit. Ona jest inna i to jest w niej cudowne. Taki mały
diament schowany pod całą tą grubą powłoką… - uśmiechnął się lekko – To może
być fajne, odkrywanie go – nagły przebłysk myśli sprawił, że zielone tęczówki
zapłonęły blaskiem – Sam zobaczysz, chodź ze mną!
-
Co?!
-
Tylko się przyjrzysz!
-
Ale ja…
-
Nie marudź, chodź!
I
porwał Pitera za dłoń, ciągnąc w stronę swojego małego diamentu, który
przerażony szedł już powoli do jednej z rzeszowskich kawiarenek…