Kiedy kobieta obcina swoje włosy,
wkrótce zmieni swoje życie.
Jeździła
agresywniej niż zwykle. Brała zakręty na pełnej prędkości, pochylała się pod
niebezpiecznym kątem, z kilku sytuacji krytycznych wyszła cudem. Najgorsze, że
nie chciała się zatrzymać.
Robert
i Kozłowski obserwowali to z boku, opierając się o barierki. Ten pierwszy był
oazą spokoju, ten drugi wulkanem zdenerwowania.
-
Jeździ nerwowo. Coś musiało się stać – stwierdził mechanik, drapiąc się po
brodzie specyficznym gestem.
Lucy
minęła ich, dociskając gaz. Mocno zaciskała palce na kierownicy, pochyliła się,
oczy zwęziła w szparki i całkowicie skupiła się na prędkości.
-
Jeździ niebezpiecznie! – wybuchnął menedżer – Zaraz coś się jej stanie,
wariatce! Trzymajcie mnie, bo nie ręczę za siebie. Mogłaby chociaż powiedzieć,
o co chodzi! Ściągnij ją z toru!
-
Tak jest, szefie.
Lucyna
ciskała dzisiaj gromami. Każdy jej gest przepełniony był furią, każde tchnienie
pełne było ognistego żaru, każde spojrzenie mroziło krew w żyłach, a każde
słowo natchnione było jadem. Szybko wyswobadzała się z kombinezonu, kask
cisnęła gdzieś na bok, wysokie buty rzuciła w kąt. Dobry humor nie odwiedził
jej dzisiaj w ogóle. Robert patrzył na to spokojnie, Kozłowski – czerwieniąc
się z własnej irytacji.
-
O co ci chodzi? – zapytał ją, ale tylko na niego spojrzała. Tylko, bo jeśli
otworzyłaby usta, nie mogłaby się uspokoić. Lepiej było się powstrzymywać, niż
wygarnąć swojemu jedynemu wspólnikowi. Przecież to nawet nie była jego wina.
Chociaż, gdyby uogólnić Kozłowskiego do całego gatunku męskiego – to tak, była.
Bo faceci to najgorsze zło świata. Poczynając od tych, którzy porywają z
kawiarni młodsze siostry i rozkochują w sobie, a kończąc na tajemniczych
idiotach wysyłających liściki jak w przedszkolu. Ona nie ma zamiaru na nie
odpowiadać. Nie. W ogóle. Wcale nie jest ciekawa.
Dobra,
może trochę była. Tylko troszeczkę. „Spotkajmy się. Jutro. Sam środek rynku.
12:00.” - siedziało jej w głowie i nie pozwalało się skupić. Próbowała wytopić
to wrzącą kofeiną, próbowała to wykurzyć ze świadomości prędkością, próbowała
to nawet zwyczajnie zignorować, ale nie podołała. Nie lubiła być słaba, nie
lubiła przegrywać i tym bardziej nie lubiła ulegać. Dlatego w samo południe
zamiast na rynek, skierowała się do mieszkania Sonji – jedynej osoby, na której
można było zawsze polegać.
Sonja
była niezwykła, studiowała grafikę, grała na gitarze elektrycznej, a w wolnych
chwilach farbowała włosy połowie Rzeszowa i lepiła gliniane naczynia dla małej
herbaciarni, prowadzonej przez jej dobrą znajomą. Zazwyczaj nosiła ubrania
umazane gliną, farbą, kredą, węglem i wszystkim, czym akurat malowała. Włosy
farbowała regularnie od szesnastego roku życia. W tym sezonie stawiała na mocny
róż.
-
Tak? – nigdy nie zaglądała przez Judasza, bo był fałszywy. Uśmiechnęła się,
widząc przyjaciółkę po drugiej stronie progu – Witam pana. Proszę wejść.
-
Mam sprawę – oznajmiła bez dłuższych wstępów Lucy, trzymając dłonie w
kieszeniach – Jesteś bardzo zajęta?
-
Nie.
-
To dobrze, bo to może chwilę potrwać.
A
Piotrek czekał. Stał na samiutkim środku przed piętnaście minut, po czym poczuł
się tak okropnie, że nie był w stanie oddychać. Wrócił do siebie i próbował nie
zastanawiać się, dlaczego taka dziewczyna go wystawiła. Taka – wspaniała.
Nie
wiedział, co zrobił źle…
Nie,
stop. Doskonale wiedział – nie podpisał się. Tak, pewnie tutaj tkwił błąd.
Pewnie wzięła go za szalonego, napalonego Bartmana i najzwyczajniej w świecie
wolała darować i sobie, i jemu niezręcznej sytuacji. Gdyby dopisał do tego
głupiego liściku – jak w przedszkolu! – wdzięczną literkę „P”, może wtedy by
przyszła. Wmawiał sobie, że pewnie by przyszła.
Był
tak rozbity wewnętrznie, że droga do swojego mieszkania, którą zazwyczaj
pokonywał w niecałe dziesięć minut, dzisiaj zajęła mu trzydzieści. Potem przez
godzinę leżał na kanapie i myślał. Potem wstał, zrobił sobie kanapkę i znów
położył się na kanapie. A potem zasnął, bo nie miał już siły myśleć.
Sonja
natomiast skończyła swoje małe arcydzieło i podsunęła Lucynie lusterko.
-
I jak? – zapytała, zadowolona z efektu i pośpiesznie dodała: - Od razu
ostrzegam. Jeśli coś ci się nie podoba, przy takiej krótkości, to mogę cię
ściąć tylko i wyłącznie na łyso, a potem ewentualnie wytatuować.
Lucyna
pokręciła głową i uśmiechnęła się lekko. Widocznie nie miała zamiaru składać
zażaleń. Ona nie, ale jej siostra…
-
Co ty zrobiłaś? – z przerażeniem spojrzała na Cynkę. Jej długie, jasne włosy
całkowicie zniknęły, za to pojawiły się krótkie, rudawo – złote kosmyki, prawie
nie zasłaniające jej twarzy, bardzo chłopięce, ale jednocześnie zgrabne i
dodające twarzy powabu. Alicja nie mogła jednak przeżałować ich ówczesnego piękna
i długości.
-
Takie cudeńka – jęczała – Takie piękne, długie, zapuszczane latami. Godne
pozazdroszczenia… I ten kolor! Dlaczego to zrobiłaś? – kręciła z
niedowierzaniem głową, lamentując i nerwowo dreptając po kuchni, podczas gdy
jej starsza siostra spokojnie siedziała na stole, wesoło machała nóżkami i
popijała gorącą herbatę.
-
Bo chciałam – stwierdziła prosto.
Ala
teatralnym gestem przytknęła swoją dłoń do serca i wykrzywiła twarz w grymasie.
-
Ranisz mnie – po czym nagle oczęta jej błysnęły i całkowicie zmieniła ton: -
Byłaś dzisiaj na randce? – zainteresowała się.
Lucyna
się zakrztusiła. Odłożyła na bok kubek, wyrównała oddech i spojrzała ze
zdziwieniem na siostrę.
- Przepraszam,
gdzie?
-
Znalazłam tę małą karteczkę – przyznała się Alicja i ciągnęła dalej, nim Lucy
zdążyła na nią nawrzeszczeć: – Romantyczne, tajemnicze spotkanie. Byłaś?
-
Nie – odpowiedziała druga krótko.
-
Nie? – zdziwiła się młodsza – Jak to? – niedowierzanie malowało się na jej
twarzy – Taka okazja, a ty… - uspokoiła się szybko – Nie, dobrze. Nie pytam,
nie oceniam. Tylko proszę.
Lucyna
zmarszczyła brwi i spojrzała na siostrę.
-
Pójdziesz ze mną na mecz? – starała się wyglądać niewinnie.
-
Nie.
-
Ten miły facet z wczoraj mnie zaprosił – kontynuowała niewzruszona, tym samym
tonem - bo gra zawodowo w siatkówkę i mówił, że byłby szczęśliwy, gdyby mnie
tam zobaczył. Jakiś ważny mecz. Jakaś liga dodatnia. Nie wiem do końca o co
chodzi, ale był tym taki podekscytowany, więc to musi być sympatyczny sport.
-
O czym ty mówisz? Liga dodatnia? Po co ci tam ja…? – nagle zrozumiała – Aha –
zaśmiała się Lucy – chodzi ci o Plus Ligę? Ha, przyjechałaś do miasta siatkówki
i żużla, a zupełnie nic o nich nie wiesz…
-
Dlatego pójdziesz ze mną?
-
Dobra, może będzie zabawnie.
czynne miniaturki dla zainteresowanych: Andrzej Wrona / Antek Królikowski