Żyj chwilą, bo tak młoda jak dziś,
nie będziesz już nigdy.
Nowakowski
usadowił się trzy stoliki dalej, co dawało mu doskonałą możliwość obserwacji
Zbyszka i jego przyszłej, która jeszcze nie przybyła. Nie czuł się pewnie w tej
sytuacji, jak w każdej innej zresztą, dlatego po kilku minutach zastanowienia,
postanowił wykonać dwa szybkie telefonu i poprosić kolegów o wsparcie.
Paul
przyszedł pierwszy. Pomachał wesoło do zdziwionego Bartmana, odszukał wzrokiem
Piotrka i zajął miejsce, z szerokim uśmiechem przyglądając się drzwiom
wejściowym.
Kilka
minut później zjawił się Krzysiek, pozwalając sobie wesoło krzyknąć do Zibiego:
-
Cześć, kochanie! – na co ten zareagował uderzeniem się dłonią w czoło.
Krzyś
usiadł koło Paula i teraz już cała trójka obserwowała wejście do kawiarni.
Nie
musieli długo czekać, po niecałej minucie pojawiła się Lucyna. Zbyszek
przekazał im to językiem migowym i wszyscy wpatrzyli się w owy nieoszlifowany
diament.
Wyglądała
jak zwykle, nic w sobie nie zmieniła. Nie starała się specjalnie, bo nie
widziała w tym sensu i przede wszystkim – nie miała na to w ogóle ochoty.
Założyła szare tenisówki, luźne dżinsy i podkoszulek z jaskrawym nadrukiem.
Wszystko było odpowiednio nieobcisłe, byleby tylko nie podkreślać jakiegokolwiek
kawałka jej zgrabnej figury. Włosy związała w wysoki kucyk, nie umalowała się –
nawet nie posiadała w swojej łazience takich specyfików!
Miała
w życiu szczęście - była naturalnie piękna.
Jej
twarz nie rozświetliła się na widok Zbyszka – Pit zauważył to od razu. Pojawiło
się za to na niej coś w rodzaju irytacji, konsternacji i niepokoju
jednocześnie. Ale nie była tchórzem, przyjęła wyzwanie i przysiadła się do jego
stolika.
-
Jak pierwsze wrażenie? – konspiracyjnym szeptem zapytał Krzysiek.
Cała
trójka chowała się za wazonem z kwiatami i menu.
Paul
wzruszył ramionami.
-
No, sympatyczna.
-
Wydaje się miła – zgodził się Piotrek.
-
Za to Zibi wydaje się wniebowzięty – nieco ironicznie zauważył Igła.
Rzeczywiście,
Zbyszek zerwał się z krzesła, gdy do niego podeszła, złapał ją za dłoń i
spojrzał głęboko w oczy, a potem przywitał. Dziewczyna spłonęła lekkim
rumieńcem i wyprostowała sztywno plecy. Trzymała napiętą postawę nawet wtedy, gdy
już usiadła.
Alicja
zajęła stolik obok trójki siatkarzy. Sądzicie, że opuściłaby taką zabawę? Już
od pierwszej chwili, gdy Lucy przyznała, że wybiera się na spotkanie z
mężczyzną, jej siostra przeczuwała najgorsze. Oczywiście, pierwsze przyszło jej
do głowy, że może wpadnie, co by się pośmiać – taka miła odmiana po tylu
godzinach oglądania seriali i teleturniejów. Potem jednak przypomniała sobie,
że jeśli jej romantyczne integracje z płcią przeciwną wynosiły okrąglutkie
zero, Lucyny musiały być na minusie. Może dlatego, że sama bardziej zachowywała
się jak chłopak. Nie, Alicja nie miała jej tego za złe – martwiła się tylko. Co
jeśli ten facet okaże się zainteresowany? Może jakoś podstępnie wykorzystać
niczego nieświadomą dziewczynę.
Gdy
tylko usiadła, rozpoznała w nim dobrego gracza. Doświadczonego. Widziała, jak
zerkał, jak się uśmiechał, jak niedbałymi gestami podkreślał swoją męskość,
byleby się tylko przypodobać. Zastanawiała się przez chwilę czy dobrze się
bawi, tremując jej siostrę i sprawiając, że zupełnie nie wie, co się dzieje.
Zamówiła wodę z cytryną, skryła się za wazonem z kwiatami i spokojnie
obserwowała.
Lucyna
wpatrywała się z przerażeniem wszędzie, byleby tylko uniknąć wzroku Zbyszka.
Szukała pomocy w drzwiach, oknach, suficie, podłodze, własnych tenisówkach. W
końcu odważyła się zerknąć na sąsiednie stoliki i napotkała czujny wzrok swojej
siostry. W pierwszym odruchu błyski gniewu ukazały się w jej tęczówkach, ale
potem dostrzegła wyśmienitą wymówkę, by urwać się z okropnie stresującej
sytuacji.
Jednocześnie
Paul, który odznaczał się niesamowitym wyczuciem czasu, jak to Amerykanie mają
w zwyczaju, poczuł, że nie przetrwa, jeśli natychmiast nie skorzysta z toalety.
Mruknął coś niewyraźnie do swoich kolegów, zrzucił kamuflaż i ruszył na drugi
koniec kawiarni.
Lucyna
w tym samym czasie przeprosiła Zbigniewa i oznajmiła, że zaraz wraca. Pod
stołem stukała szybko wiadomość tekstową do swojej młodszej siostrzyczki:
„Toaleta. Teraz.” Pospiesznie oddaliła się, nim Bartman zdążył jakkolwiek
zareagować. Odprowadził ją uważnie wzrokiem i dopiero, gdy zniknęła za
drzwiami, spojrzał na swoich kumpli. Pierwsze pokiwał z politowaniem głową, a
potem przesłał im gestem nieme pytanie.
Igła
uśmiechnął się głupkowato, a Piotrek po chwili wahania pokazał uniesiony kciuk.
Nie podobał mu się sposób, w jaki Zbyszek traktuje tą dziewczynę, chociaż nie
mógł się spierać, że rzeczywiście była nieoszlifowanym diamentem – pięknym i
twardym jednocześnie. Było mu szkoda, bo widział, jak się męczy, jak próbuje
uciec, układając w głowie żmudny plan.
Tymczasem
Alicja zatrzymała się przed toaletą, a po sekundzie była już w środku,
wciągnięta przez swoją siostrę.
-
Potrzebuję twojej pomocy – oznajmiła jej Lucy – Masz do mnie zadzwonić za pięć
minut i powiedzieć jakąś okropność, która pozwoli mi się wymknąć. Coś o tym, że
zmarł nam dziadek albo złota rybka, jasne?
Młodsza
mrugała przez chwilę i ni to politowanie, ni to wesołość, ni to zrozumienie pojawiało
się kolejno na jej twarzy.
-
Przecież to taki przystojny mężczyzna – zauważyła bardzo wnikliwie – W dodatku
wydaje się sympatyczny.
-
Ala, ty mnie nie denerwuj – wrzasnęła na nią Lucyna – Nie mam siły na takie
gierki. Odwołałam dzisiaj trening z tego powodu. Od sześciu miesięcy nie
odwołałam żadnego treningu!
-
Nadrobisz to jakoś. To nie koniec świata – wzruszyła ramionami jej siostra –
Nie możesz przestać myśleć o rzeczach poważnych i skupić się na przyjemnym,
słodkim flircie?
-
Ja ci dam słodki flirt! Ja tak nie potrafię! I nie chcę, swoją drogą. Mam w
życiu ważniejsze rzeczy do roboty…
-
Na przykład?
-
Muszę już iść. A ty masz zadzwonić, jasne?
-
Jasne. Tak zrobię.
I
naprawdę bardzo chciała pomóc swojej siostrze i zadzwonić, ale gdy wyszła z
malutkiego pomieszczenia, jakoś tak straciła głowę, bo zderzyła się z
dwumetrowym Paulem Lotmanem.
Jej
świat zawirował. Straciła grunt pod nogami, w uszach zaczęło jej szumieć,
torebka wypadła z dłoni i pewnie cała sytuacja skończyłaby się spektakularnym
upadkiem, gdyby jedno z nich nie miało zadziwiającego refleksu i całkiem dobrze
rozwiniętej koordynacji wzrokowo – ruchowej. Zamiast posadzki Alicja poczuła
silne ramiona dookoła swojej talii i zobaczyła piękne, błyszczące niepokojem
oczy, a nie pomalowany na biało sufit.
-
Cześć – przywitała się głupkowato ze swoim wybawicielem.
-
Hello – dostosował się do jej lekkiego tonu i uśmiechnął niedbale – Wszystko w
porządku?
-
Teraz już tak – dziwne, nigdy nie miała problemów z patrzeniem na faceta. A
teraz po prostu czuła, że nie potrafiłaby odwrócić wzroku – Możesz mnie już
postawić – zorientowała się, że coś jest nie tak i po chwili już miała swój
zwykły wzrost, a ona miał taki troszkę większy. Tylko troszeczkę. Jakieś ponad
dwadzieścia centymetrów. Ale czymże są tak błahe liczby dla prawdziwej
miłości?!
Gdyby
Céline Dion uczestniczyła w całym trym zajściu, zaczęłaby pewnie śpiewać coś o
wielkiej mocy miłości, chwała jej za to.
-
Jestem Paul.
-
Jestem Alicja.
-
Co tutaj robisz?
-
Wpadłam na kawę.
-
Wychodzisz już?
-
Właściwie, tak. Idziesz ze mną?
-
Jasne.
I
chociaż Ala miała przeczucie, że coś miała zrobić, a Paul doskonale wiedział,
że o kimś zapomniał, ruszyli przed siebie ulicami Rzeszowa, nie oglądając się.
W
tym czasie Lucyna prawie umierała od zjawiskowych, ale irytujących komentarzy
Zbyszka Bartmana:
-
Masz takie wspaniale silne przedramiona. Ćwiczysz? Czy to od biegania? – śmiech
i cisza na sali - Wyglądasz na taką, która lubi sport? To coś lekkiego? Badminton?
Golf?
Piotrek
zerkał to na parkę, to na Igłę siedzącego obok.
-
Krzysiek, czy my nie powinniśmy czegoś tutaj zrobić? – spytał, ale jego
przyjaciel tylko przerzucił stronę w jadłospisie. Zainteresowanie stracił w
momencie, gdy dowiedział się, że nie dają tu żeberek. Kto by się spodziewał!
-
Co masz na myśli? – zapytał, natrafiając na kartę win.
-
Przerwijmy to. Nie ma sensu tego ciągnąć.
-
Zbyś się świetnie bawi...
-
Ale ona nie. Jest przerażona.
-
Ja jestem przerażony doborem dzisiejszego… - nie dokończył, bo Pit przyłożył mu
łokciem w żebra – No co?!
-
Skup się, Igła – Nowakowski przewrócił oczami – Skup się.
Krzysztof
w końcu oderwał się od niesamowicie interesującej lektury i spojrzał na
uśmiechniętego Zbigniewa i zupełnie nieuśmiechniętą Lucynę. Oceniał przez
chwilę sytuację i w końcu zgodził się:
-
Przerywamy tę akcję.
Wstali,
głośnio szurając krzesłami, a że byli wielcy i zawzięci, dodatkowo wzbudzili
postrach wśród sąsiednich stolików. Dwoma korkami przebyli niewielką odległość
i stanęli pewnie przy stoliku Bartmana, rzucając cienie na panującą tam gęstą
atmosferę.
Jeśli
myślała, że jeden sportowiec to problem, trójka to już katastrofa. Spojrzała
ostro w górę i zobaczyła utkwione w nią, intensywne spojrzenie zakłopotanych
oczu. Piotrkowych oczu – którego to ręce znajdowały się w kieszeniach, a pięty
chwiały w przód i w tył. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, jak zacząć.
Chciał coś zrobić, ale czuł się sparaliżowany. Chciał przekazać jej coś
wzrokiem, ale jedyny sygnał, który udało mu się wysłać, był zapisany
hieroglifami – niezwykle trudnymi do odczytania.
Krzysiek
widział co się dzieje, a działo się jak zwykle – Piotrek stał się betonem
trudnym we współpracy. Wziął więc libero sprawy w swoje ręce i uśmiechnął się
szeroko do Lucyny.
-
Ja jestem Krzysztof, a to jest Piotr – przedstawił siebie i kolegę – A to jest
Zbyszek, którego już znasz i którego my chcielibyśmy porwać, bo Sovia
zorganizowała niespodziewanie niespodziewany trening – mrugnął do niej –
Myślisz, że jakoś przetrwasz bez towarzystwa naszego Don Juana?
Lucy
nie wiedziała czy ma wybiec z krzykiem, czy ma zacząć się serdecznie śmiać.
Była natomiast przekonana, że gdy tylko wyjdzie, znajdzie swoją siostrę i
zabije ją, oj, zabije.
-
Jakoś przetrwam – stwierdziła, nawet nie zerkając na Zbyszka.
-
To świetnie! – ucieszył się Igła, Zibi był przygnębiony, a Pit wciąż stał
twardo jak kamień.
Minutę
później mogła już spokojnie – samotnie! – oddychać, dopić mdłą kawę i wyjść.
Jednak, gdy podniosła się, dostrzegła spadającą na ziemię karteczkę. Podniosła
ją i odczytała: „Spotkajmy się. Jutro. Sam środek rynku. 12:00.”
wszystkie ofiary Świetlika. - TUTAJ!
Jak mi szkoda tej Lucynki. Zagubiona w świecie towarzyskim, no zupełnie jak ja. ;D
OdpowiedzUsuńAle niech się ona nie martwi bo pewien beton to ma chyba gorzej. xD
PS. Jestem twoją ofiarą? Bo nie wiem, a bym chciała wiedzieć, tak wiesz na wszelki wypadek. Jakby mnie ktoś w nocy obudził i się pytał czy jestem ofiarą, no żebym mogła odpowiedzieć a nie być jakimś betonem.
pozdro e. ;P
Mówiąc "ofiary", miałam na myśli blisko dwumetrowych mięśniaków, których molestuję w opowiadaniach, ale spoko, jak tylko chcesz, to możemy nad tym popracowac . :P
UsuńNadrobilam juz wsio.
OdpowiedzUsuńSuper blog.
Współczuję Lucynie. Siostre ma genialna.
Pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo i co? Jak? Jak wspomniałam - mój internet jest złem wcielonym i działa bez porozumienia ze mną. Tu sobie coś doda, tu nie doda, tu usunie, tu doda w połowie... Spróbuję więc jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńWitam Rzeszów! :D
Piotruś ma sporo wiary w przyjaciela, skoro tak bezkrytycznie zakłada, że Lucy jest zbyszkową przyszłą ;) Ale dobrze, że ktoś w niego wierzy, bo Lucy to chyba póki co nie bardzo...
"Nie czuł się pewnie w tej sytuacji, jak w każdej innej zresztą" - cały Pit <3
Jak się ma +/- 2 metry wzrostu, to schowanie się za kawiarnianym menu musi być dziecinnie proste. Ale to tylko moje podejrzenia, z moich nizin takich ogromnych ludzi widać tylko do kolan, góra tonie gdzieś w chmurach xD
Uzgodniliśmy kiedyś z kumplem, że "sympatyczna" jest jedną z gorszych obelg, jakie można pod czyimś adresem skierować (tym gorszą, że przecież niepozorną). Jak ktoś jest tak kompletnie pozbawiony charakteru i jaj, że nic konkretnego (dobrego ani złego) nie można o nim powiedzieć, to się mówi, że jest sympatyczny. Chociaż to się bardziej odnosi to osób, które się już przynajmniej odrobinę zna, bo na pierwszy rzut oka nic więcej o człowieku nie powiesz, niż że wygląda na miłego i sympatycznego. No chyba, że nie wygląda, to przegrana sprawa :P
"Co jeśli ten facet okaże się zainteresowany?" Najgorsze, co może kobietę spotkać na randce - zainteresowany facet. Lucy, uciekaj stamtąd szybko!
Ciekawe, czy ktokolwiek daje się jeszcze nabrać na numer z bardzo ważnym telefonem... Ja załatwiałam sprawę jeszcze w domu - "Mamo, nie pozwól mi iść" i mama nie pozwalała. Stwierdziła kiedyś, że musi wśród moich znajomych uchodzić za straszną jędzę, która mi na nic nie pozwala. Przepraszam, mamo :( Ale wszyscy Cię bardzo lubią, nawet jeśli myślą, że byłaś dla mnie taka niedobra.
Ach, ta Céline, nigdy jej nie ma, jak jest potrzebna.
Na młodsze siostry nigdy nie można liczyć. Za to na dobre serduszko Pita i charyzmę Krzysia zawsze - dobrze, że są :)
Nie wiem, czy już to kiedyś mówiłam, ale biedny, maleńki, zagubiony w świecie Piotruś budzi we mnie silny instynkt macierzyński <3
A Zbyś to by się mógł bardziej wykazać. Dobrze wie, że Lucyna nie jest taka, jak inne dziewczyny i nie poleci na jego urok osobisty i wyświechtane teksty. Więcej luzu, Zbysiu, i będzie dobrze! :)
serdecznie pozdrawiam twój wspaniały internet, który utrudnia nam komunikację.
Usuńchowanie się za menu jest zjawiskowo łatwym zadaniem, jeśli całe życie trenuje się, jak miec dwa metry wzrostu i byc przezroczystym ;)
zgadzam się co do wywodu o słowie "sympatyczny", popieram w pełni. osobiście dorzuciłabym jeszcze słowa "miły" i " raczej spoko", bo one też takie bardzo niekonkretne są . ; d
numer z telefonem - dobrze odegrany, zawsze działa. moja mama mnie nie kochała i wyrzucała mnie z domu do ludzi, więc zmuszona byłam często stosowac. dlatego właśnie osobiście uważam się za mistrza w tej dziedzinie. ; D
Internet dziękuje i nie pozdrawia, bo jest niewychowanym chamem ;<
UsuńMasz trochę racji, tylko "miły" jest synonimem "uprzejmego", czyli jednak fajnie, jak ktoś jest miły. Ale "raczej spoko" to już taki "sympatyczny" - masakra i totalny brak charakteru.
Ja się wyrzucałam sama, ale czasem mi się taaaaaak nie chciało, a jakoś nie dało się wykręcić i znaleźć odpowiedniej wymówki, więc musiałam chodzić po ratunek do mamy. Ale dobrze wiedzieć, że numer z telefonem ciągle jeszcze potrafi zadziałać, mimo że jest taki stary i oklepany ;)