sobota, 22 marca 2014

(6)

Kiedy kobieta obcina swoje włosy, wkrótce zmieni swoje życie.

Jeździła agresywniej niż zwykle. Brała zakręty na pełnej prędkości, pochylała się pod niebezpiecznym kątem, z kilku sytuacji krytycznych wyszła cudem. Najgorsze, że nie chciała się zatrzymać.
Robert i Kozłowski obserwowali to z boku, opierając się o barierki. Ten pierwszy był oazą spokoju, ten drugi wulkanem zdenerwowania.
- Jeździ nerwowo. Coś musiało się stać – stwierdził mechanik, drapiąc się po brodzie specyficznym gestem.
Lucy minęła ich, dociskając gaz. Mocno zaciskała palce na kierownicy, pochyliła się, oczy zwęziła w szparki i całkowicie skupiła się na prędkości.
- Jeździ niebezpiecznie! – wybuchnął menedżer – Zaraz coś się jej stanie, wariatce! Trzymajcie mnie, bo nie ręczę za siebie. Mogłaby chociaż powiedzieć, o co chodzi! Ściągnij ją z toru!
- Tak jest, szefie.
Lucyna ciskała dzisiaj gromami. Każdy jej gest przepełniony był furią, każde tchnienie pełne było ognistego żaru, każde spojrzenie mroziło krew w żyłach, a każde słowo natchnione było jadem. Szybko wyswobadzała się z kombinezonu, kask cisnęła gdzieś na bok, wysokie buty rzuciła w kąt. Dobry humor nie odwiedził jej dzisiaj w ogóle. Robert patrzył na to spokojnie, Kozłowski – czerwieniąc się z własnej irytacji.
- O co ci chodzi? – zapytał ją, ale tylko na niego spojrzała. Tylko, bo jeśli otworzyłaby usta, nie mogłaby się uspokoić. Lepiej było się powstrzymywać, niż wygarnąć swojemu jedynemu wspólnikowi. Przecież to nawet nie była jego wina. Chociaż, gdyby uogólnić Kozłowskiego do całego gatunku męskiego – to tak, była. Bo faceci to najgorsze zło świata. Poczynając od tych, którzy porywają z kawiarni młodsze siostry i rozkochują w sobie, a kończąc na tajemniczych idiotach wysyłających liściki jak w przedszkolu. Ona nie ma zamiaru na nie odpowiadać. Nie. W ogóle. Wcale nie jest ciekawa.
Dobra, może trochę była. Tylko troszeczkę. „Spotkajmy się. Jutro. Sam środek rynku. 12:00.” - siedziało jej w głowie i nie pozwalało się skupić. Próbowała wytopić to wrzącą kofeiną, próbowała to wykurzyć ze świadomości prędkością, próbowała to nawet zwyczajnie zignorować, ale nie podołała. Nie lubiła być słaba, nie lubiła przegrywać i tym bardziej nie lubiła ulegać. Dlatego w samo południe zamiast na rynek, skierowała się do mieszkania Sonji – jedynej osoby, na której można było zawsze polegać.
Sonja była niezwykła, studiowała grafikę, grała na gitarze elektrycznej, a w wolnych chwilach farbowała włosy połowie Rzeszowa i lepiła gliniane naczynia dla małej herbaciarni, prowadzonej przez jej dobrą znajomą. Zazwyczaj nosiła ubrania umazane gliną, farbą, kredą, węglem i wszystkim, czym akurat malowała. Włosy farbowała regularnie od szesnastego roku życia. W tym sezonie stawiała na mocny róż.
- Tak? – nigdy nie zaglądała przez Judasza, bo był fałszywy. Uśmiechnęła się, widząc przyjaciółkę po drugiej stronie progu – Witam pana. Proszę wejść.
- Mam sprawę – oznajmiła bez dłuższych wstępów Lucy, trzymając dłonie w kieszeniach – Jesteś bardzo zajęta?
- Nie.
- To dobrze, bo to może chwilę potrwać.
A Piotrek czekał. Stał na samiutkim środku przed piętnaście minut, po czym poczuł się tak okropnie, że nie był w stanie oddychać. Wrócił do siebie i próbował nie zastanawiać się, dlaczego taka dziewczyna go wystawiła. Taka – wspaniała.
Nie wiedział, co zrobił źle…
Nie, stop. Doskonale wiedział – nie podpisał się. Tak, pewnie tutaj tkwił błąd. Pewnie wzięła go za szalonego, napalonego Bartmana i najzwyczajniej w świecie wolała darować i sobie, i jemu niezręcznej sytuacji. Gdyby dopisał do tego głupiego liściku – jak w przedszkolu! – wdzięczną literkę „P”, może wtedy by przyszła. Wmawiał sobie, że pewnie by przyszła.
Był tak rozbity wewnętrznie, że droga do swojego mieszkania, którą zazwyczaj pokonywał w niecałe dziesięć minut, dzisiaj zajęła mu trzydzieści. Potem przez godzinę leżał na kanapie i myślał. Potem wstał, zrobił sobie kanapkę i znów położył się na kanapie. A potem zasnął, bo nie miał już siły myśleć.
Sonja natomiast skończyła swoje małe arcydzieło i podsunęła Lucynie lusterko.
- I jak? – zapytała, zadowolona z efektu i pośpiesznie dodała: - Od razu ostrzegam. Jeśli coś ci się nie podoba, przy takiej krótkości, to mogę cię ściąć tylko i wyłącznie na łyso, a potem ewentualnie wytatuować.
Lucyna pokręciła głową i uśmiechnęła się lekko. Widocznie nie miała zamiaru składać zażaleń. Ona nie, ale jej siostra…
- Co ty zrobiłaś? – z przerażeniem spojrzała na Cynkę. Jej długie, jasne włosy całkowicie zniknęły, za to pojawiły się krótkie, rudawo – złote kosmyki, prawie nie zasłaniające jej twarzy, bardzo chłopięce, ale jednocześnie zgrabne i dodające twarzy powabu. Alicja nie mogła jednak przeżałować ich ówczesnego piękna i długości.
- Takie cudeńka – jęczała – Takie piękne, długie, zapuszczane latami. Godne pozazdroszczenia… I ten kolor! Dlaczego to zrobiłaś? – kręciła z niedowierzaniem głową, lamentując i nerwowo dreptając po kuchni, podczas gdy jej starsza siostra spokojnie siedziała na stole, wesoło machała nóżkami i popijała gorącą herbatę.
- Bo chciałam – stwierdziła prosto.
Ala teatralnym gestem przytknęła swoją dłoń do serca i wykrzywiła twarz w grymasie.
- Ranisz mnie – po czym nagle oczęta jej błysnęły i całkowicie zmieniła ton: - Byłaś dzisiaj na randce? – zainteresowała się.
Lucyna się zakrztusiła. Odłożyła na bok kubek, wyrównała oddech i spojrzała ze zdziwieniem na siostrę.
- Przepraszam, gdzie?
- Znalazłam tę małą karteczkę – przyznała się Alicja i ciągnęła dalej, nim Lucy zdążyła na nią nawrzeszczeć: – Romantyczne, tajemnicze spotkanie. Byłaś?
- Nie – odpowiedziała druga krótko.
- Nie? – zdziwiła się młodsza – Jak to? – niedowierzanie malowało się na jej twarzy – Taka okazja, a ty… - uspokoiła się szybko – Nie, dobrze. Nie pytam, nie oceniam. Tylko proszę.
Lucyna zmarszczyła brwi i spojrzała na siostrę.
- Pójdziesz ze mną na mecz? – starała się wyglądać niewinnie.
- Nie.
- Ten miły facet z wczoraj mnie zaprosił – kontynuowała niewzruszona, tym samym tonem - bo gra zawodowo w siatkówkę i mówił, że byłby szczęśliwy, gdyby mnie tam zobaczył. Jakiś ważny mecz. Jakaś liga dodatnia. Nie wiem do końca o co chodzi, ale był tym taki podekscytowany, więc to musi być sympatyczny sport.
- O czym ty mówisz? Liga dodatnia? Po co ci tam ja…? – nagle zrozumiała – Aha – zaśmiała się Lucy – chodzi ci o Plus Ligę? Ha, przyjechałaś do miasta siatkówki i żużla, a zupełnie nic o nich nie wiesz…
- Dlatego pójdziesz ze mną?
- Dobra, może będzie zabawnie.


czynne miniaturki dla zainteresowanych: Andrzej Wrona / Antek Królikowski

4 komentarze:

  1. Anonimowy22/3/14 12:26

    Liga dodatnia, < 3

    OdpowiedzUsuń
  2. Halo, Rzeszów!
    Pomyślałam, że zajrzę, bo wszędzie tak smętnie...
    ...a tu guzik. Rozdzierający smutek Piotrusia poczułam aż tutaj. Ja wiem, że on się aż prosi o to, żeby go unieszczęśliwiać, bo jest przy tym tak słodko i rozkosznie nieporadny i zwija się w taką maleńką, dwumetrową kuleczkę. Ale naprawdę nie uważam, że Ziemia przestałaby się kręcić, gdybyś tak czasem coś radosnego na tych swoich biednych bohaterów zesłała. To chyba pora, żeby któreś z opowiadań poprowadzić w stronę końca, bo kończą się zawsze dobrze (i tak ma zostać!). Zanim wpadnę razem z nimi w ciężką depresję. Nadszedł czas, żebym udała się do Spały, bo z tego, co pamiętam, to utknęłam tam na zeszłorocznych (hańba mi!) rozdziałach świątecznych. Spała zawsze ratuje mi nastrój :)

    Za to liga dodatnia zrobiła mój dzień <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spała skończy się smutno, yolo . xD

      szczerze mówiąc, jak się tam zmotywowałam, zeby wrócić do tych historii, zapomniałam, że niemal wszystkie zostawiłam w momentach czarnych desperacji - i to sprawia, że jakos ciężej mi się jeszcze zmotywować . xD

      Usuń
    2. Ani mi się waż kończyć mi smutno Spałę! Ani niech Ci to nawet nie przychodzi do głowy! Nie godzę się kategorycznie i jak tylko spróbujesz, to ja się obrażam na śmierć, wypisuję się i w ogóle koniec z nami! Chyba, że skończysz tak smutno, że Liloo zostawi Miśka (albo jeszcze lepiej, jak Miś zostawi Liloo), to na takie coś się godzę, nie jesteśmy jakoś przyjaciółkami. Ale żadne inne smutki nie wchodzą w grę i mnie nawet nie denerwuj. No.

      Pomyśl sobie, jak im wszystkim jest ciężko, jak już od tylu miesięcy mają czarne desperacje, a Ty ich porzuciłaś i nie mieli nawet nadziei na wyjście z nich. Zrób im wszystkim dobrze na Święta xD

      Usuń