Nigdy nie przestawaj wierzyć w
siebie tylko dlatego,
że inni zaczynają w ciebie wątpić.
Alicja
przez dwa tygodnie mogła się cieszyć niezmąconym towarzystwem Paula, bo jej
starsza siostra wyjechała na jedenaście dni do Danii na jakieś mistrzostwa czy
inne tego typu zabawy z żużlem w tle. Przez ponad tydzień blondynka chodziła po
niewielkim mieszkaniu półnaga, spita winem i innymi wytrawnymi alkoholami, zakochana
i prawdziwie szczęśliwa. Czasami tylko zmieniała swoje miejsce zamieszkania na
dużo większe gniazdko Lotmana.
Nic
więc dziwnego, że Lucyna, wracając, nie zastała swojej siostry, ale za to
powitały ją otwarte drzwi do mieszkania i Grzesiek Kosok za progiem.
Siatkarz
ubrany w białą koszulkę z dziwnym nadrukiem, którego centralnym punktem był
wielki napis „JESUS”, a pod nim rysunkowy Bob Marley z szerokim uśmiechem, i dżinsy
oraz wysokie tenisówki patrzył na dziewczynę w luźnym, czarnym dresie i pomarańczowym
podkoszulku na ramiączkach, ze splątanymi włosami i wielką torbą podróżną pod
pachą z logiem sponsora. Żadne z nich nie wiedziało, jak ma zareagować.
-
Eeee… - zająknęła się Lucyna, a Grześ natychmiast otrzeźwiał:
-
Ja ci to wszystko wytłumaczę – oznajmił pewnie, porwał w dłoń jej torbę i wpuścił
dziewczynę do środka. Rozejrzał się jeszcze ukradkiem po korytarzu, upewniając
się, że zło nie czai się za progiem i zamknął drzwi.
Bałagan
w przedpokoju zdecydowanie nie zachęcał właścicielki do zwiedzenia reszty
mieszkania. Podłoga została całkowicie zasłonięta przez papierki, różnego
rodzaju części garderoby i butelki, a jedyną pocieszającą rzeczą był fakt, że
zabawy nie sponsorował Sobieski, a Coca-Cola. Gdzieś w tle grało sobie
spokojnie „Don’t You Worry Child”, czajnik wrzał na gazie, w sypialni ktoś cicho
mruczał, a Lucyna starała się udawać, że wcale nie poczuła się stremowana we
własnym mieszkaniu.
Zdjęła
pośpiesznie adidasy i odwróciła się twarzą do Kosoka, marszcząc brwi i czekając
na wyjaśnienia. W tym samym momencie czajnik zaczął krzyczeć, że woda jest już
gotowa.
-
Może herbaty? – zaproponował jej chłopak, ale ona tylko mocniej zmarszczyła czoło.
Ten to ma tupet. Herbaty we własnym domu jej proponować!
Ale
to i tak nie był jeszcze nawet wstęp do rewelacji, jaką na powitanie
przyszykowała Lucy jej najlepsza przyjaciółka, Sonja – bo co może być lepszego
od pokazania się właścicielce mieszkania nago, jak człowieka Pan Bóg stworzył,
wychodząc z jej sypialni z promiennym uśmiechem i we wściekle różowej fryzurze
„po seksie”? No co?
Lucyna
w pierwszym odruchu jęknęła, a potem pisnęła cicho, gdy Sonja bez skrępowania
zaczęła się w progu leniwie przeciągać. Chyba całkiem dobrze się czuła z
brakiem jakiegokolwiek okrycia. Ha, Grzesiek – z tego, co Lucy zauważyła – też czuł
się całkiem dobrze z Sonjowym brakiem jakiegokolwiek okrycia. Lucy zmierzyła go
surowym spojrzeniem.
-
Wspaniale – skwitowała i popchnęła nieszczęśnika do kuchni – Rusz się, Romeo i
zrób mi coś do picia. Kawy – zażądała – Mocnej i ciemnej jak moja dusza.
-
Mi też miło cię znowu widzieć – przywitała ją Sonja, opierając się o framugę
drzwi i drapiąc po nagim udzie.
Lucyna
nawet nie obdarzyła jej spojrzeniem, minęła ją tylko i zerknęła do sypialni.
-
Świetnie, maleńka – fuknęła, tupiąc nogą w panele – Będę teraz musiała spalić
moją ulubioną pościel…
Jej
przyjaciółka przewróciła oczami.
-
Dramatyzujesz – ziewnęła – Przecież nie stało się nic…
-
Nie kończ – poprosiła Lucyna – Jestem zmęczona, nie myślę przed kawą – ruszyła
pospiesznie do kuchni, starając się nie zerkać z przerażeniem na bałagan.
Zgrabnie wyminęła stos butelek i wpadła na… wielki wazon z czerwonymi różami?!
-
A to to tu skąd? – przestraszyła się, łapiąc porcelanę w dłonie i pomagając
odzyskać jej stabilność – Nie macie swoich mieszkań, gdzie moglibyście…?
-
Są dla ciebie – poinformował ją Grzesiek, stawiając dwa parujące kubki na
stole.
Popatrzyła
na niego szeroko otwartymi oczami, a potem wybuchnęła śmiechem.
-
Dobry żart – ruszyła do stołu.
-
Mówię poważnie.
Zdębiała,
odsuwając krzesło.
-
Skąd one tu? – z przestrachem popatrzyła na siatkarza, ale ten tylko wzruszył
ramionami.
-
Posłaniec przynosił je tutaj codziennie, to odbieraliśmy – zawołała z drugiego
pokoju Sonja.
-
Ale jak to? – Lucyna naprawdę miała spore problemy z kontaktowaniem – Mi? Po co?
I jak to „wy”? Gdzie właściwie jest moja siostra?
-
U Paula. Jak co drugi dzień.
- Co?!
– przestraszyła się Lucy.
-
A, tak – uśmiechnął się Grzesiek – Gołąbeczki chyba wiją sobie gniazdko.
Dziewczyna
z nadzieją wpatrzyła się w czarny płyn, ale niestety, nie dał jej ani krzty
siły od samego patrzenia.
-
Oni tam, a wy tutaj? – burknęła, niezadowolona, że ktoś sobie legowisko robi w
jej mieszkaniu.
-
O, nie, nie, nie – zaprzeczył żywo Grzegorz, zajmując miejsce naprzeciwko – My
tu nic na razie nie wijemy. Kręcimy – pstryknął – to lepsze określenie, ale
żadne z nas gołąbki…
-
Nie lubię gołębi! – zawołała Sonja.
-
No, właśnie – przytaknął jej Grzesiek – Ja tutaj jestem dlatego, że twoja
siostrzyczka poprosiła mnie, żebym mieszkania popilnował przez trochę. To się
zgodziłem – wzruszył ramionami – bo absolutnie żadnej różnicy w moim życiu to
nie robi, a twoją siostrę lubię, to pomogę. Nawet bliżej do pracy mam –
przypomniał sobie nagle i uśmiechnąłeś się szeroko, a potem odchrząknął,
spoważniał i kontynuował: - Natomiast Sonja jest tutaj, bo akurat szukała pomocy
i ludzkiego zrozumienia, przyszła do Alicji, a zastała mnie i tak… jakoś… no… -
odchrząknął – I została na dłużej.
Lucyna
patrzyła na niego bez cienia uśmiechu.
-
Właśnie widzę…
-
Wywalili mnie z zespołu – oznajmiła różowowłosa, wchodząc do kuchni i siadając
na blacie. Na szczęście była już kompletnie ubrana.
- Co?!
– przeraziła się jej przyjaciółka – Przecież to był twój zespół!
-
No – Sonja wzruszyła ramionami – „Był” to bardzo dobre słowo – westchnęła –
Właściwie to sama odeszłam. „Gloria Victis”, moje kochane dziecko, nie miało
szansy na przetrwanie z takimi… Eh, nieważne. W każdym bądź razie szalę przechylił
moment, gdy oznajmili mi, że nie umiem śpiewać i że pewnie znaleźliby lepszych.
To niech szukają. I tak byłam dla nich za dobra. Ale nomen-omen, wkurzyłam się
i chciałam iść do ciebie palić zioło, ale potem przypomniałam sobie, że jesteś
w innej części Europy, więc stwierdziłam, że towarzystwo Alutki mi nie
zaszkodzi – mrugnęła zalotnie do Grześka – A wpadłam na niego.
-
Świetnie – Lucyna pokręciła głową, wzdychając ciężko – Miło wiedzieć, że tak
zbliżam do siebie ludzi…
-
Teraz to nieważne. Nadszedł czas, żeby się zająć Alicją.
-
A co z nią?! – przestraszyła się starsza siostra.
-
Umiera.
- CO?!
-
Przestała tańczyć i mentalnie umiera. Proponuję ją odkurzyć albo kopnąć w
tyłek, zależy jak kto woli.
-
Ale wolniej… Po co to niby?
-
Bo ona kocha tańczyć. A bez miłości nie da się żyć.
hej, Pit, jak ci się podoba Grześ w tym wydaniu?